Szukaj
Close this search box.
Tak ziemia stała się łodzią, płynącą przez modrą wodę
trącaną grzbietami potoków, z żaglami pełnymi chłodem,
puszczoną w dryfie świetlistym ponad sękami raf
którą nawiedzam samotnie jak cyklopowy wiatr.

A nad nią zbierają się gwiazdy srebrnymi stadami na tarło
a słońce w noc się zanurza zatknięte na dziób jej jak galion,
a burtą cienia, co trzeszczy, wzburzonej nocy dotyka
a fale nią targną jak krami czy wspomnieniami Itak.

I smutek wylega na piaski, i czuć nagłą słabość ramion
gdy ujrzy się twarz nad sobą – swoją i wciąż taką samą.
I czuć chybot ziemi nagły, który jak płomień przygasa
gdy wchłania mnie cień błękitny jak kiedyś połknął Jonasza.