Tekst pochodzi z numeru 2/2021 „Rylca”, który jest dostępny w zakładce Kwartalnik.
Jak pielgrzym idę – ścieżynami życia
I dłoni nie widzę – co pustkę dziur w okryciach
Zebrać by mogła i wypełnić szwami
Choć wkoło mam tylu krwi i kości tkaczy –
Braknie mi błysku wiary w parze ócz bliźniaczych
Krewnym nie uda się ran mych leczyć – Z obcymi bogami – niemymi na ustach,
O sercach bez pulsu
Próżno, wyrocznio życzliwych, chcesz mi służyć uchem
Na nic ze świata bracia pajdy ze mną łamią
Gdy z tak nielicznymi kruszyłem się duchem…
Samotnie tylko może sztukmistrz kłaść smykałkę kroków
Idąc drogą Nehemiasza i krzyżowych znamion
Muszę jak Lot – To wszystko co za nią
Zasłonić kurtyną konturu mych ramion – Stać się kamieniem przeciw kąsom wzroków
I przed przydomkiem proroków zasłonić się słuchem
By uniesione pół serca nie umarło – głuchem.
Może byście mnie przyjęli – gdybym w swoje przychodził imię
Jonaszu, spojrzyj na mnie, w samotnej godzinie –
Bym za chwałę od ludzi nie wycofał… sylaby
Bym gardło sądem napełnił, świadectwem o winie
Choćby mnie post wychudził od bliskich i braci
Choć będę – świętym – który nic nie czując, nic nie może stracić
Nie zmieszam! Soli i błysków z błotem moich dni
Przysięgam Ci to i spisuję- Testamentem krwi.
Mikołaj Dyzma
Olsztyn 03.04.2020