Szukaj
Close this search box.

(reż. Damien Chazelle 2016)

Dziwności tego świata

Jakoś nie spodziewałbym się po sobie, że któregoś dnia z własnej nieprzymuszonej woli włączę musical. Nie jestem fanem tego formatu sztuki, a opisywany przeze mnie film La la land do takowego się zalicza. Tym bardziej nie spodziewałbym się, że obejrzę musical oparty na jazzie – gatunku muzycznym, którego nie darzę sympatią, a który odgrywa w filmie Chazelle’a ważną rolę. Jednak odkładając na bok moje indywidualne upodobania, koniec końców tę produkcję obejrzałem i jestem nią zachwycony.

Bujający w obłokach

„Living in la la land” jest angielskim idiomatycznym zwrotem, znaczącym mniej więcej tyle, co nasze „bujanie w obłokach”. I to właśnie o tym – jak łatwo się domyślić – jest ten film. Jego głównymi bohaterami są idealiści, którzy doznali bolesnego zderzenia z rzeczywistością.

Grany przez Ryana Goslinga Seb jest muzykiem zakochanym w jazzie. Pragnie wzorować się na legendach tego gatunku, co nie odpowiada jego otoczeniu: rodzina jest zirytowana, że pieniędzy na tym nie zarobi; bary, restauracje i firmy imprezowe wymuszają, aby grał popularne szlagiery; z kolei zespoły muzyczne poszukują kogoś z otwartą głową, kto eksperymentuje z muzyką, a nie człowieka, który w swoim jazzowym konserwatyzmie konsekwentnie trzyma się technik dawnych mistrzów.

Mia, w którą wciela się Emma Stone, jest natomiast początkującą aktorką. Hollywoodzka rzeczywistość okazuje się całkowicie odmienna od jej wyobrażeń. Ludzie od castingów przy wyborze kandydatów do ról filmowych nie kierują się ich talentem, lecz znajomościami nawiązywanymi na przyjęciach u bogatych producentów.

Oczywiście nie trzeba być przenikliwym detektywem, by domyślić się, że para głównych bohaterów będzie w filmie do siebie lgnąć.

La la land jest prawdziwą ucztą dla zmysłów. Każdy kadr tej produkcji wydawał mi się przepiękny, a muzyka zostawiała w uchu po sobie przyjemny ślad. Scenariusz nie jest wcale miałki. Wszystkie piosenki wraz z bogatą choreografią oddają w płytszy bądź głębszy sposób stan psychiki bohaterów. I o ile dwie kompozycje taneczne wydały mi się drażniące, tak reszta została wykonana doskonale.

Wątek Mii w mniejszym stopniu można również traktować jako krytykę funkcjonowania współczesnej branży rozrywkowej, w której ważniejsza od talentu jest renoma nazwiska, sztucznie pompowana poprzez utrzymywanie bliskich relacji z wpływowymi ludźmi.

Film w głównej mierze skupia się na dwójce wspomnianych bohaterów, a pozostałe filmowe charaktery robią za tło, będące symbolicznym odzwierciedleniem cynicznego społeczeństwa, z którym konfrontują się marzycielskie postawy rewelacyjnie zagranych postaci Seba oraz Mii.

Konfrontacje

Przez większość seansu byłem pewien, że La la land otrzyma ode mnie wysoką ocenę, jednak idealnie rozpisane zakończenie ostatecznie przekonało mnie do przyznania najwyższej możliwej. Porzucając własny subiektywizm w kwestii irytujących sekwencji oraz prywatną awersję do musicali, jestem całkowicie urzeczony dziełem Chazelle’a. Być może dlatego, że mam słabość do postaci idealistów? Moją ulubioną książką jest Lalka Prusa, która na takich charakterach się skupia. Pierwsza część Godzilli ma swoje mankamenty, jednak niezaprzeczalnie kocham ten film za postać Serizawy, kolejnego z upadłych marzycieli. La la land przedstawia podobnych bohaterów w sposób bezbłędny.

Po obejrzeniu Manchester by the Sea oraz La la land sam nie wiem, komu na miejscu jury przyznałbym Oscara, gdyż obie produkcje stoją na bardzo wysokim poziomie. Choć Lonergan stworzył wybitny dramat z wirtuozerskim scenariuszem, film Chazelle’a jest dla mnie małym arcydziełem, dlatego zostawię go z najwyższą oceną.

Ocena: 10/10