Nie(sprawiedliwość) (recenzja)

O nowym dziele Matuszyńskiego nie wiedziałem zbyt wiele. Słyszałem tylko że opowiada o tragicznej śmierci Grzegorza Przemyka, ale i tak poszedłem z ogromnymi oczekiwaniami. Dobry reżyser, interesująca historia, ciekawy okres historyczny - czy produkcja sprostała temu, czego się spodziewałem? O tym niżej.

Żeby nie było śladów (Reżyseria: Jan Matuszyński 2021)

Gdy Milicja bestialsko morduje maturzystę Grzegorza Przemyka, jego przyjaciel – Jurek Popiel podejmuje nierówną walkę z systemem o sprawiedliwość dla Świętej Pamięci znajomego. W tym czasie władza postanawia o wszystko oskarżyć sanitariuszy którzy mieli przetransportować Przemyka z Komendy do Szpitala.

Znaczenie

Pierwsze, co rzuca się w oczy, to ciekawe przedstawienie totalitaryzmu, który żeby zniszczyć człowieka, zaczyna oplatać swoimi mackami tak mocno, by zniszczyć wszystko, co z człowiekiem związane – rodzinę, znajomości, i jakąkolwiek godność. Byleby jak najbardziej osaczyć w nierównej obławie swoją ofiarę – a wszystko w celu jak największego upodlenia.

Znakomitą pracę wykonano podczas castingu. Warto zwrócić uwagę, że nawet członkowie rodzin bohaterów wyglądają podobnie, co dodaje autentyczności bohaterom. Aktorzy w większości to pierwsza liga – z Tomaszem Ziętkiem w roli Jurka Popiela i Aleksandrą Konieczną jako Prokuratorką Wiesławą Bardon na czele. Jednak są też gorsze strony obsady, jak Sandra Korzeniak czy Adam Bobik, który grał Błogosławionego Jerzego Popiełuszkę. Zabolało mnie skrzywdzenie tak fascynującej postaci złą grą. Dalej, podobnie jak w ,,Ostatniej Rodzinie”, film nie jest jedną kompletną historią, a raczej mozaiką historii, opowiadaną z perspektyw różnych bohaterów. Produkcja skupia się bardziej na budowaniu danych scen, niż na jednej całości, co jest plusem. Wiele sekwencji bardzo mocno trzyma przez to w napięciu i na długo zapada w pamięć.

Dwóch Andersonów

Skoro już wspomniałem o Paulu Thomasie Andersonie, to wspomnę również o Wesie Andersonie – reżyserze z charakterystycznym stylem, polegającym na symetrii zdjęć i cukierkowej aranżacji. Matuszyński kreuje się tu trochę na jego złego brata bliźniaka. Wiele ujęć jest estetycznych z powodu piękna symetrii, jednak za grosz nie ma tu tak bujnej kolorystyki, jak u Wesa. Wszystko jest ponure, mroczne i wyzute z jakiejkolwiek słodkości.

,,Żeby nie było śladów” jest polskim kandydatem do Oscara. I słusznie. Produkcja sprostała wszelkim moim oczekiwaniom. Przyznam, iż zostawiła mnie z taką fascynacją, że samemu nie wiedziałem, co o niej napisać, więc recenzję pisałem trochę na siłę. Podsumuję to tylko słowami, że ten film po prostu wypada obejrzeć – chociażby dla ukazania bolesności walki z systemem.

Ocena: 9/10

***

+Tematyka
+Estetyka
+Casting
+Prowadzenie fabuły 

-Niektórzy aktorzy