Szukaj
Close this search box.

Parasolki z Cherbourga [recenzja]

 (reż. Jacques Demy 1964)

Paliwo i parasole

Parasolki z Cherbourga to druga część tak zwanej „romantycznej trylogii” Jacquesa Demy’ego, opowiadająca historię młodej pary: Guy’a – pracownika stacji benzynowej oraz Geneviève – córki właścicielki sklepu z parasolkami. Mężczyzna zostaje powołany do wojska, by wspomóc siły francuskie w wojnie algierskiej, jednak ostatniego dnia przed swym wyjazdem współżyje z ukochaną, doprowadzając do ciąży. Niepewna losu niedoszłego zięcia matka Geneviève naciska córkę na ślub z bogatym jubilerem, Rolandem Cassardem. Młoda kobieta popada w dylemat, czy ma czekać w niepewności, czy iść za radą swojej rodzicielki.

Pomimo banalności bijącej z opisu fabuły, ta została poprowadzona wyśmienicie. Postacie nie zostały napisane na kolanie, każda z nich ma swoją głębię: tożsamość i motywacje, potrafiące wzbudzić u widza współczucie. Duża w tym zapewne zasługa również aktorów, którym udało się wiarygodnie odegrać swoje role, szczególnie rewelacyjnej Catherine Deneuve, filmowej Geneviève.

Opera i kino

W pierwszej scenie Parasolek z Cherbourga widz wsłuchuje się w krótką dyskusję nad tym, co jest lepsze: opera czy kino. Reżyser musiał przykładać szczególną wagę do tych rozważań, ponieważ charakterystycznym elementem produkcji jest wyśpiewywanie przez aktorów każdej linii dialogowej. Nie znajdziemy tu ani jednej sceny mówionej. Nie nazwałbym jednak francuskiego filmu musicalem, gdyż nie spotkamy się w nim z jakimiś wymyślnymi choreografiami. Właściwie w ogóle w tej produkcji ich nie uświadczymy. Aktorzy zachowują się naturalnie z tym jednym tylko wyjątkiem, że swoje kwestie śpiewają.

Bardzo się bałem tego elementu przed seansem, dlatego też długo odkładałem go w czasie. Z jednej strony pomysł wydaje się ciekawy, z drugiej forma zawsze może przesłonić treść. Na szczęście, za sprawą pięknej muzyki, zwyciężyła pierwsza opcja.

Gorycz i słodycz

W filmie dominują pastelowe barwy, przez co na pierwszy rzut oka może się wydawać, że będziemy mieli do czynienia z cukierkową produkcją. Nic bardziej mylnego. Ze scenariusza Parasolek z Cherbourga bije przygnębieniem od początku aż do samego gorzkiego finału. Jak jednak nie mamy do czynienia z przesadną pastelowością, tak melancholia filmu jest dyskretna. Kontrast ten jest widoczny, chociaż też się rozmywa, przeciwstawiając sobie nie tylko słodycz i gorycz, ale też własną delikatność z ostrością.

Jacques Demy miał ambitny pomysł i stanął na wysokości zadania. Nie stworzył banału jakich wiele, lecz jeden z najpiękniejszych francuskich filmów.

Ocena: 8.5/10