Rzeźba albo Genesis Spójrz. Na ten sześcian, blok jasnej skały, Nad którym Rzeźbiarz pracę zaczął. Oto z niezmąconej tafli surowca, niczym tonącego, postać się wytrąca. Mężczyzna z ręką i piersi połową wyciągniętą nad powierzchnią. Czy tak ratunku woła? A może dłoń do ojca wyciąga? Żąda, prosi, błaga, aby wydobył go ze zwały kamiennej, aby skończył co zaczął. I w postaci pełnej, bez zbędnego ciężaru, wolny stanął. Bo Rzeźbiarz rzeźbi rzeźbę. Ta dokończyć samej siebie – choć chce – nie zdoła.
