Rzeźba albo Genesis
Spójrz.
Na ten sześcian, blok jasnej skały,
Nad którym Rzeźbiarz pracę zaczął.
Oto z niezmąconej tafli surowca,
niczym tonącego,
postać się wytrąca.
Mężczyzna z ręką i piersi połową
wyciągniętą nad powierzchnią.
Czy tak ratunku woła?
A może dłoń do ojca wyciąga?
Żąda, prosi, błaga,
aby wydobył go ze zwały kamiennej,
aby skończył co zaczął.
I w postaci pełnej, 
bez zbędnego ciężaru, wolny stanął.
Bo Rzeźbiarz rzeźbi rzeźbę.
Ta dokończyć samej siebie
– choć chce – 
nie zdoła.