Szukaj
Close this search box.
O, daleka Szampanio. Jak brakło mi Ciebie,
ziemio moich przodków o zachmurzonym niebie,
kiedy pod innym, jasnym i gwieździstym stałem,
pod murami fortecy, na was obu chwałę

wzniesionej przez człowieka dłoń nieustępliwą
tam, gdzie wiatr miesza piaski. Dajże mi krzesiwo
Szampanio, a z wspomnienia jednej z twoich winnic
wykrzeszę ciebie całą. Tośmy sobie winni,

ażeby nam nawzajem się do siebie cniło,
skoro kochałem ciebie, skoro nasza miłość
prawdziwszą była od tej, którą Bóg człowieka
obdarza, bom jej dotknąć mógł, i Ciebie czekać.

Tarany, które złote przełamały miasta
niechaj śpią na tych placach, które mrok obrasta.
Stal miecza, póki czas jej nie przekuje w lemiesz
niech w pochwie, niezmącona, jak jezioro, drzemie.

Bo tak jak krwi są czasy i czasy płomienia,
są i czasy pamięci, żeby w jej strumieniach
Saracen i Frankończyk obmywali rany,
jeden - do Syrii tęskniąc; drugi - do Szampanii.

Nie miałem nigdy w sobie słusznej nienawiści.
Czy to przez ciebie, ziemio? Przez to, że się ziścisz
zawsze, gdy nad wrogiem cień uniosę miecza,
odmieniona przez niebo, wzrok tego człowieka?

Pamiętam wciąż smak cydru i gliniane stągwie
pachnące śladem wina. I bluszczu chorągwie
szarpane wiatrem równin, i okręty tawern
brodzące przez spienioną słońcem złotą trawę.

A pamięć ta przemienia mnie we snu żeglarza,
który nad głębią płynie, tą, która go stwarza,
gdy nad kufelkiem wina wspomni winobranie,
i katedr swojej ziemi w świcie zmartwychwstanie.

Jak mówią nam prałaci i golone głowy
niezwykle gadatliwych uczonych Sorbony
Bóg - oznacza istnienie, rzecz zaś - czerpie z niego
tę własność, niby lustro pozbawione brzegów.

Nie wierzę w to. Naprawdę - Ty mi byłaś dana
jak ciało, jak kobieta, Ty mi się odsłaniasz
kiedy o śmierci myślę, i tylko przez Ciebie
mogę wierzyć, że mieszka Ktoś w zasnutym niebie.