Szukaj
Close this search box.

Tragedia Makbeta (Reżyseria: Joel Coen, 2022)

Bracia Coen to chyba jeden z najsłynniejszych reżyserskich duetów, jaki kiedykolwiek tworzył. To z ich rąk wyszły takie dzieła, jak Barton Fink, Big Lebowski, Co jest grane, Davis? czy Fargo. Teraz jednak zaczynają tworzyć filmy osobno. Pierwszym tego przykładem jest tegoroczna Tragedia Makbeta Joela Coena. Poniżej postaram się odpowiedzieć, jak mu wypadło jego samodzielne dzieło.

Kontrowersyjny Makbet

Szekspirowski Makbet to kultowa historia opowiadająca o Makbecie – Tanie Glamis i Kawdoru, który po usłyszeniu przepowiedni od trzech czarownic zostaje nakłoniony przez żądną władzy żonę – Lady Makbet – do zabójstwa Króla Szkocji Dunkana i zagarnięcia korony dla siebie.

Film od pierwszych zapowiedzi wzbudzał kontrowersje, a to za sprawą obsadzenia w roli Makbeta czarnoskórego Denzela Washingtona. Czy mi to przeszkadza? Niezbyt. Makbet jest postacią fikcyjną, a nie historyczną. Nie jest to więc aż tak oburzające, jak obsadzenie w roli Anny Boleyn aktorki Jodie Turner Smith. W dodatku w czerni i bieli ciężko zauważyć, by Tan Kawdoru był czarny. Mimo wszystko Washington to dobry aktor, który świetnie poradził sobie w tej roli, podobnie jak Frances McDormand wcielająca się w Lady Makbet. Cały seans jednak został skradziony przez Kathryn Hunter grającą Wiedźmy. Jej gra bardzo przypomina rolę Andy’ego Serkisa jako Golluma w Jacksonowskim Władcy Pierścieni i taka interpretacja czarownic jest dość ciekawa.

Wspomniałem o wykorzystaniu w filmie czerni i bieli, co jest chyba największym atutem produkcji wraz z wyśmienitym montażem. Zdjęcia takie doskonale pasują do mglistych plenerów Szkocji i kameralności pałacowych intryg oraz rozmyślań postaci.

Ta kameralność jednak gubi film – Makbet to opowieść łącząca w sobie spokój spisków, ale też doniosłość bitew, jak chociażby atak na zamek dunzyniański. Coen postawił wszystko na jedną kartę – kartę wspomnianej kameralności. Brakuje tu wspaniałej bitwy jak w Tronie we krwi – adaptacji z 1957 roku.

Podobnie rozterki bohaterów – niektóre rzeczy bardziej nadają się do teatru niż do kina. Nie wygląda to naturalnie, gdy Makbet wychodzi z przyjęcia, byleby tylko powiedzieć swój monolog – nawet nie do kamery, by złamać czwartą ścianę, tylko do powietrza – i następnie jak gdyby nigdy nic wrócić na przyjęcie. Coen chciał być całkowicie wierny dziełu Szekspira, jednak jak już wspomniałem, bardziej pasuje to do teatralnej sceny niż przed kamerę.

Kamera filmowa a teatralna scena

Tragedia Makbeta to dzieło pełne sprzeczności – z jednej strony to, co powinno być filmowe wyszło perfekcyjnie, jednak ta niepasująca teatralna część produkcji gubi film i czyni go miejscami żenującym – mam tu na myśli wspomniane monologi. Debiut Joela Coena jako solowego reżysera wyszedł dobrze, ale rewelacji nie ma.

6/10

scr. Tragedia Makbeta, reż. Joel Coen (2021) / Materiały Promocyjne