Ty któryś sklepienie niebios skinięciem lśniącymi gwiazdami usłałeś Ty któryś ziemię oschłą i gnuśną spojrzeniem srebrzystymi wodami zalałeś Ty któryś glinianego Adama tchnieniem z martwej ziemi wezwałeś Racz wejrzeć na lud swój cuchnący, brudny, błądzący Marność miłujący Miłość nieznoszący Zbaw nas od nas samych Abyśmy krwią naszych dzieci Nie malowali szarych progów naszych okien, drzwi i domów Za 30 westchnień zza czerwonej firanki
